Menu

Get your dropdown menu: profilki

sobota, 29 marca 2014

Ósmy "Ale czy to życie naprawdę jest rzeczywistością ? "

Zapraszam do przeczytania notki pod rozdziałem. Macie tam link do bohaterów którzy zwiększyli swoją liczbę. 

Czytajcie i komentujcie !! <3

Cailin

 -Nie obiecuje -powiedział zielonooki 
-Pff .. -wypuściłam powietrze, biorąc ponownie wdech.

         Chłopak złączył nasze usta w jedność.  Na początku pocałunek był delikatny, lecz z czasem był coraz bardziej namiętny. Zatraciłam się w jego miękkich ustach.
   
   W pokoju była cisza, spokojna cisza. Gdy nagle drzwi otworzyły się z wielką prędkością. Do pomieszczanie wszedł Johnny-ojciec Max'a. Podszedł do największej szafy, w rogu pokoju, z której wyciągnął mały woreczek z białym proszkiem. Nawet nas nie zauważył ? Serio ? Chciałam się oderwać od Max'a, ale chłopak trzymał mnie w tali tuląc do siebie. Miałam za mało siły by oderwać się od niego. Nie chodzi o to że mi się nie podobało,  wręcz przeciwnie. Było naprawdę przyjemnie,  ale inaczej niż z Justinem. Max był niezwykle delikatny i nie zdecydowany, a Justin był stanowczy, on wiedział czego chciał.

- Max.. max gdzie jest ... - mówił rozkładając się po pokoju , po chwile spojrzał na nas- Co tu robi ta dziwka ?
-Nie żadna dziwka, tylko Cailin.-warknął Max
-Nieważne ... -powiedział pod nosem-Gdzie mój pistolet ? -Pistolet ? Ja pierdole- pomyślałam
-W czarnej torbie - przyglądałam się ich rozmowie siedząc w tej samej pozycji co wcześniej
-Już ją przeleciałeś ?- zapytał, jakby było to normalne u jego syna
-Niee- warknęłam głośno w jego stronę
-Cailin, nie radzę- szepnął Max
-Nie boję się go- krzyknęłam-Nie przeleciał mnie i nie przeleci - krzyczałam dalej schodząc z Max'a
-Co ty powiedziałaś suko ? - złość aż z niego kipiła
-To co pan słyszał !- odpowiedziałam
-Jak nie on to ja. - szedł w moją stronę, po czym uderzył mnie w twarz z liścia.
-Zostaw ją ! - słyszałam głos Max'a

 Po uderzeniu automatycznie przykucnęłam, łapiąc za mój czerwony policzek. Uderzył tak mocno, że jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu. Łzy napływały mi do oczu. W tej chwili chciałam końca. Chciałam umrzeć.


-Bo co ? To tylko kolejna dziwka, która ... - przerwał mu Max
-Która dziwką nie jest. Zostaw ja w spokoju
-Jeszcze się policzymy- powiedział spluwając w moją stronę i wyszedł. Poczułam się taka słaba.
-Cailin nic ci nie jest ?- zapytał chłopak
-Chyba nie.
-Przepraszam -powiedział
-A ja dziękuję
-Za co ? Za to że przeze mnie mój ojciec cię uderzył ?-łza spłynęła mi po policzku
-Za to że mnie obroniłeś Max. Za to dziękuję -posłałam mu sztuczny uśmiech
-Nie masz za co naprawdę- przytulił mnie do siebie, całując w czubek głowy


   Justin 


Nie było jej bardzo długo. Zaczynałem sie martwic. Moje ręce coraz bardziej się trzęsły. Chciałem wyjść, zobaczyć ją, ale nie mogłem.

-Justin ? Justin... Justin !!! - powtarzał Jaxon
-Yyy tak ?
-O cym myślis ? - zapytał dziecięcym głosem
-O Cailin- odpowiedziałem z uśmiechem

* 2 miutny później *

-Kochas ją ? -zapytał chłopczyk
-Hmmm....a nie powiesz nikomu ?
-Nikomu obiecuje-powiedział podekscytowany
-Tak kocham ją - uśmiechałem się sam do siebie
-Kochasz kogo ? - usłyszałem głos Cailin za plecami
-Nikogo- powiedział Jaxon
-Ej ... powiedz mi ?- skierowała do brata
-Obiecałem że nie powiem, a obietnic nie można łamać- posłał jej łobuzerski uśmieszek zajmując się zabawą
-Cailin boże... nic ci nie jest ?- zapytałem przyciągając do siebie
-Wszystko dobrze Justin.. a teraz puść mnie bo się uduszę
-Sorki-powiedziałem całując ą w czoło -Czy on ?...
-Kto i co ?- przerwała mi
-Czy Max...
-Skąd wiesz że ma na imię Max ? -przerwała mi ponownie
-Chodziłem z nim do szkoły. Nieważne...
-Okey
-Czy on.. czy wy coś ?
-Nic się takiego nie wydarzyło ?-powiedziała zmieszana
-Nic takiego, ale coś jednak...
-Justin to nie tak jak myślisz
-A jak ?- byłem lekko wkurzony całą tą sytuacją.
-My tylko...ja nie chciałam tego...
-Zabije skurwiela
-Nic mi nie zrobił, nic się nie wydarzyło, my tylko....
-Wy tylko co kurwa ?
-Nie mów tak przy Jaxonie to raz, a dwa tylko się całowaliśmy...
-Tylko ? Bierze cię jakiś chuj, którego nie znasz, do swojego pokoju, a ty tylko sie z nim całowałaś ?
-Justin nie wiesz jak było
-To jak było ? -zapytałem
-Rozmawialiśmy, tylko rozmawialiśmy i do pokoju zbliżał się jego ojciec... -zamilkła
-hmm... i co dalej ?
-Ufasz mi ?
-Ale Cail...
-Pytam czy mi ufasz ?-krzyknęła
-Ufam ci Cailin
-To uwierz mi, dla mnie to nic nie znaczyło...
-Wierzę ci Cailin - powiedziałem tuląc ja do siebie
-Dziękuję. A teraz powiedz mi kogo ty, czy tam Jaxon kochasz ?
-Nie teraz.
-Justin ?!
-Ufasz mi ?
-Tak ufam
-To uwierz mi że powiem ci, ale nie dziś
-Dobrze-szepnęła



Nobody (nikt )

   Godziny mijały i mijały. Justin z Cailin, wraz z Jaxon'em siedzieli w pokoju, sami. Rodzina Justina również. Oni byli przyzwyczajeni do takiego życia, nastolatkowie jednak nie. Siedzieli w pomieszczeniu ze strachu o własne życie. Ale czy to życie naprawdę jest rzeczywistością ? 


Cailin


                Było późno, bardzo późno. Skąd wiem? Za oknem było już ciemno i cicho. Siedziałam na łóżku obok Justina, który spał od jakieś godziny razem z Jaxon'em.  Nagle zza drzwi usłyszałam głos mężczyzny. Wiem do kogo należał. Johnny-ojciec Max'a. Słyszałam go coraz bardziej wyraźniej. W pewnym momencie drzwi otworzyły się, gdzie za nim ujrzałam Johnn'a. Nie Nie wiedziałam czego chciał.

- Cailin kochanie, dawno się nie widzieliśmy-Był pijany. Odór alkoholu uderzył mnie momentalnie
-Tak tak. Po co pan tu przyszedł - zapytałam z założonymi rękoma.
-Po prostu Johnny skarbie...
- Nie mów tak do mnie -warknęłam w jego stronę
- Zamknij się suko.. -złapał mnie za nadgarstki. Ale zdziwiło mnie jedno, dlaczego Justin nic nie słyszy? Krzyczeliśmy, a on spał jak zabity.
-Nie jestem suka i puść mnie. -krzyknęłam
-Och jesteś ! Będziesz się świetnie bawić ze mną,  dzisiejszej nocy. Ty ja cala noc w moim...znaczy naszym łóżku. -mówił zbliżając swoje obleśne usta, do moich.
-Puść mnie zboczeńcu!!
-Kochanie powtórz...nie usłyszałem
-Kurwa puść mnie zboczeńcu... Justin ! Justin !- wolałam o pomoc. W końcu puścił mnie i odszedł kilka kroków sięgając do kieszeni.
- Jeśli nie chcesz skarbie, nie musimy się spieszyć... ale musisz zapłacić za swoje słowa.
-O co ci chodzi ? -zapytałam.  Mężczyzna wyciągnął z kieszeni pistolet i uniósł go w górę celując w moją głowę.  Podszedł i przyłożył mi go do czoła.  Byłam przestraszona. Łzy płynęły po policzkach jak wodospad. Krztusiłam się nimi, z myślą że zaraz mogę stracić swoje życie.  Johnny przeniósł palce i nacisnął spust. Zacisnęłam mocno oczy.

   

Rozdział 8. Myślę że się spodoba. Jak widać w opowiadaniu pojawiły się dwie nowe osoby. Dodałam je tu --> http://love-forever-to-death.blogspot.com/2014/03/bohaterowie-zapraszam-na-krociutki.html  Zapraszam do obserwowania i komentowania. <3 Do zobaczenia













czwartek, 20 marca 2014

Siódmy cz 2 "Zrobię wszystko "

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem <3 Dziękuję za wasze komentarze i zapraszam na część 2 roz. 7 <3



Cailin

-Może usiądziesz ?- zapytał zielonooki
-Niech bedzie- mruknęłam pod nosem- Po co mnie tu wziąłeś ?
-Chcę cie bliżej poznać Cailin -powiedział z łobuzerskim uśmiechem
-A co jeżeli ja nie chcę ciebie ?
-Wiem że chcesz!
-Niby skąd ?
-Widzę to w twoich oczach -oznajmił 
-To chyba źle widzisz. -skręciłam głowę w stronę chłopaka, który wstał z fotela na przeciwko i usiadł obok mnie.
-Cailin słońce, ten Justin źle cię traktuję -głaskał mnie po udzie, a ja automatycznie odsuęłam się- Ja się tobą lepiej zaopiekuje.
-Zboczeniec- warknęłam w jego stronę, co go lekko wkurzyło 
-Myśl co chcesz, ale nie jestem taki -wtedy w jego oczach zobaczyłam zupełnie innego chłopaka.
-A jaki jesteś ? Oprócz tego, że porywasz ludzi, przetrzymujesz w ... nawet nie wiem czym to nazwać !
-Jestem zupełnie inny... - powiedział podchodząc do okna w rogu pokoju.


                Chłopak wpatrywał się z szybę. Stał nie ruchomo i nie wydawał żadnego głosu z siebie. Siedziałam cicho, bawiąc się włosami. W pewnej chwili chłopak zwrócił sie w moją stronę :

-Cailin, wiem że nie znamy się, ale nie chce byś myślała że jestem przestępcą i zboczeńcem.
-Y...E... tak w ogóle to jesteś ? -zapytałam
-Max
-Więc Max, może i mam takie myśli o tobie, ale odpowiedz mi na parę pytać proszę.
-Odpowiem tylko na te które mogę odpowiedzieć - oznajmił chłopak
-Dobrze - mruknełam - Dlaczego ?
-Ale co dlaczego ?
-Dlaczego to wszystko ? Po co ci ja, Justin i nasze rodziny ?
-Nie ja to wymyśliłem i nie ode mnie wszystko zależy 
-To od kogo ?- wypytywałam
-Od mojego ...oj ..... szefa. Od mojego szefa
-Wiem że mój ojciec i ojciec Justina nie chcieli robić z nim interesów, ale żeby ich porywać ?
-To nie moja wina- krzyknął - Ja mu tylko pomagam. Myślisz że chce to robić ?
-Ale to ty porwałeś mnie i Justina ?
-Tak
-Yhymm..- zaczęłam układać sobie wszystko w głowie - To jeszcze jedno ?
-Pytaj ...
-Dlaczego nie odejdziesz od niego ? Od twojego szefa ?
-Nie mogę - powiedział zaciskając szczękę
-Dlaczego ?
-Bo nie 
-Nie możesz powiedzieć ?- wypytywałam, widząc że jest coraz bardziej wkurzony
-Nie kurwa nie mogę rozumiesz ? To mój pierdolony ojciec ! Nie mogę od niego odejść, jeśli chce żyć !- Krzyczał, chodząc po pokoju. Byłam przerażona i pełna obaw że ze złości zrobi mi krzywdę.
-P.. przepraszam, j..ja nie chciałam. - schowałam twarz z dłonie, podkulając kolana do klatki piersiowej.
-Cailin to ja przepraszam. Nie powinienem krzyczeć na ciebie. Wybacz - Wybacz ? Chłopak który jest przestępcą, razem ze swoim ojcem, prosi mnie o wybaczenie ?- pomyślałam
-Nic się nie stało Max
-Chcesz coś do jedzenia, lub do picia ?
-Poproszę- opowiedziałam, widząc że opadły w nim emocje


       Justin

                            Gdzie on ja wziął ? Martwiłem się o nią. A jak jej coś zrobi ? Boże nawet nie chcę o y myśleć co ten chuj Max może jej zrobić.Skąd go znam ? Chodziłem z nim do szkoły. Wyrywał każdą laskę, wykorzystywał i zostawiał. Na myśl o tym co robi teraz z Cailin zrobiło mi się nie dobrze. Moje dłonie, zaciskały się w pięści którymi miałem ochotę uderzyć pierwsza napotkaną osobę. Usłyszałem szmer zza siebie. Odwróciłem sie i ujrzałem Jaxon'a przecierającego zaspane oczy. 

-Hej młody - powiedziałem z uśmiechem
-Hej Justin. Gdzie Cailin ? Gdzie mama ? -Mama ? Właśnie gdzie jest ciało ich mamy ?
-Zaraz przyjdą -powiedziałem zmieszany
-Okey. - starałem się być dobrej myśli, zatracając złe myśli w  zabawie z małym Jaxon'em.



Cailin


-Wiem że trudno ci siedzieć ze mną tutaj, ale nie zrobię ci krzywdy - wtedy usłyszałam czyiś głos zza drzwi
-Kurwa, czy ty zawsze musisz wszystko spierdolić Jay ? Ja pierdole, zrób coś z tym. Zadzwonie potem Pa
-Osz kur.... Cailin jest źle - powiedział przerażony Max
-Jak źle ?
-Ten głos...To mój ojciec. Nie może cie widzieć jak pijesz sobie herbatkę z jej synem.
-Max ?-spytałam przerażona
-Musisz coś zrobić !
-Co ? Zrobię wszystko !
-Siadaj . -powiedział klepiąc się po kolanach - To będzie najlepsze wyjście
-Mam ci usiąść na kolanach ? Serio ?- nie dowierzałam
-Tak usiądź przodem do mnie i......i musisz  -dukał coś pod nosem
-Co ? Co muszę ?
-Musi on pomyśleć że chciałem się z tobą "zabawić".
-Mam cię pocałować ? Tak ?
-Jeśli chcesz być bezpieczna. To jedyne wyjście. - słyszałam coraz głośniejsze kroki dobiegające zza drzwi
-Okey. Niech będzie. Ale nie przekraczaj granic - usiadłam na chłopaku, zbliżając usta do jego.
-Nie obiecuje - dodał z łobuzerskim uśmieszkiem



Nie jest on jakiś dłuuugi, ale jest . Zapraszam do komentowania. Dziekuje z całego serca z 1K wyświetleń. Dziękuje wszystkim za czytanie bloga i wspieranie mnie w tym. Dziękuje jeszcze raz z całego serducha :)





Tumblr_majy24kr0x1re2cebo1_500_largeCailin i Max




środa, 19 marca 2014

Siódmy cz 1 "Zamknij mordę Bieber "

Rozdział siódmy podzieliłam na 2 części, dlatego jest on 

krótki. Proszę o komentarze  i zapraszam do czytania. <3 



Cailin



-Dziękuję-spojrzałam w głąb jego oczu. Justin zbliżył się jeszcze bliżej nasze usta dzieliły centymetry. Potem już tylko milimetry. Delikatnie dotknął moich ust, ale nawet nie poczułam jego ciepła bo nasze "momenty" przerwał hałas zza drzwi. Podskoczyłam na łóżku, automatycznie tuląc się do Justina. Opętał mnie wielki strach. O swoje, Justina i Jaxon'a życie. Drzwi otworzyły się z wielką prędkością, uderzając o ścianę. Do pokoju wszedł chłopak, był dobrze zbudowany. Gdy uniósł głowę w górę ujrzałam, piękne zielone oczy. Jego brązowe włosy były opuszczona na twarz na tzw. "grzywkę", która zasłaniała seksownie jego czoło. Była rozwiana na wszystkie strony. Był na prawdę przystojny. Miał na sobie czarne rurki, jeansową koszule i czarny top, a do tego śliczne białe Supry. Spojrzał najpierw na Justina, potem na Jaxon'a a na końcu jego wzrok powędrował na mnie. Nasze oczy spogladały na siebie, bardzo długo. Justin chyba to zauważył, ale to było silniejsze ode mnie. Poczułam że chłopak złapał mnie za nadgarstek. Spuściłam wzrok na swoją rękę, która coraz bardziej mnie bolała od ścisku. Justin puścił ją i przyciągnął do siebie, szepcząc mi do ucha:

-Nie daj się zwieść. Oni właśnie tego chcą- szepnął
-Przepraszam-powiedziałam mu do ucha
-Nie masz za co, ale musisz uważać.- powiedział na koniec całując mnie w tył głowy
-Skończyliście? -krzyknął chłopak
-Czego od nas chcesz ?- warknął Justin
-Od was nic. Ale od twojej laski.... bardzo dużo- powiedział zielonooki z łobuzerskim uśmieszkiem
-Odpierdol sie od niej
-Spokojnie. Nie ma co się denerwować. Zresztą ty tu nie masz nic do gadania
-Nigdzie z tobą nie pójdę. Pomarzyć możesz- krzyknęłam
-A może zamiast ciebie zajmę się twoim Jaxon'kiem ?- zapytał chłopak
-Nie ... jego zostaw w spokoju- powiedziałam przerażona
-To chodź ze mną ?!
-Nigdzie z tobą nie idzie słyszysz - warknął Justin
-Zamknij mordę Bieber bo pożałujesz.
-No ? Co mi zrobisz ?- Justin wstał z łóżka i podszedł do chłopaka 
-Wystarczy że zrobię coś twojej..... - spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi oczami
-Spieszaj od niej.
-Chodź słońce ze mną. Chyba że wolisz, żeby braciszkowi się stała krzywda ? 
-Niee... Dobrze pójdę z tobą.
-Nigdzie nie idziesz Cailin ! Rozumiesz ? - powiedział Justin kładąc ręce na moich policzkach
-Justin dam radę. Nie bój się o mnie. Opiekuj sie Jaxon'em. -szepnęłam mu do ucha, następnie całując lekko w usta. Oddał pocałunek, następnie tuląc mnie do siebie.
-Nie daj się kochanie- szepnął puszczając mnie z uścisku
-Czyli Cailin. Chodź ze mną nie zrobię ci krzywdy.- powiedział chłopak kładąc swoją rękę na moje ramiona.

                  Szłam z nim przez korytarze, mijając jeszcze więcej pokoi niż wcześniej. Doszłam za nim do drzwi które były o wiele ładniejsze od innych. Były wielkie i drewniane ze złotymi zdobieniami. Stara kamienica i takie drzwi ? Coś tu jest nie tak. Weszłam za chłopakiem do wielkiego pokoju. Na środku stała wielka kanapa z czarnej skóry. Na czerwonej ścianie wisiała wielka plazma, a na około wszedzię stały głośniki. Widzę że na bogato- pomyślałam

-Po co tu przysżlam-zapytałam
-Może usiądziesz ?- zapytał zielonooki




piątek, 14 marca 2014

Szósty "...wolałam być myśli ze nie żyje, niż widzieć matkę, umierającą. "


Proszę o komentarze. One mnie bardzo motywują, a tego chyba chcecie. Następny rozdział już w Niedziele :* 

Czytajcie i komentujcie :* <33



Cailin


                          Moje źrenice momentalnie się rozszerzyły. Widok matki, w stanie którego nigdy nie chciałam zobaczyć. Spojrzałam na nią, a łza spłynęła mi po policzku. Leżała na ziemi. Kolana leżały na podłodze a rękoma podpierała cale ciało. Z głowy leciała jej krew, która grubymi kroplami spadała na ziemie. Pierwsza myśl - wolałam być myśli ze nie żyje, niż widzieć matkę , umierającą.  Krew wędrowała po jej czole, rękach nawet po szyi. Cała była zakrwawiona.

- M...mamo ?! - wydukałam
-Cailin  - powiedziała resztkami sił
-Ale co się stało ? Mamo ?!! - Patrzyłam na nia ze łzami w oczach. Czułam się okropnie patrząc na nią, prawie nie żywa.
 
               Spojrzałam w jej oczy. Były wypełnione złością, strachem ale i świadomością ze tak musi być.

-Mamo?! Mamo !? Proszę cie powiedz coś. . M..m..mamo  -mówiłam tracąc sily , do krzyczenia w niebo głosy.

               Patrzylam na jej twarz, powoli zaczęłam zmywać krew szmata, leżąca na ziemi. Moje serce łamało sie na milion kawałków. Mama prawie umiera mi rękach. Zdziwiło mnie jedno gdzie byl moj ojciec.  Może był w gorszym stanie niż mama. Może nie przeżył ? Zaczęłam ryczeć, nie płakać, ryczeć. Jaxon w tym czasie spał.  Na szczęście.  Nie musiał oglądać tego widoku.

- Cailin opiekuj sie bratem, nie pozwól by stala mu się krzywda.
- Mamo dobrze ale ty też możesz....-przerwała mi
-Nie kochanie. Na mnie już czas. Idę do babci i dziadka.  Spokojnie tam będę bezpieczna.

          Z każdym słowem mówiła coraz wolniej. Oczy powoli znikały w jej powiekach. Usta lekko rozchyliła i wypuściła ostatni wydech powietrza z jej płuc.  Twarz zrobiła się blada i zimna. Wiedziałam że nie żyje. Płakałam bardzo głośno nie chciałam by opuściła mnie w  takiej chwili.

           Nagle usłyszałam szmer z łóżka. Jaxon. Mój kochany braciszek obudził się. Położyłam głowę matki na ziemi i podeszłam do brata. Na jego twarzy zaistniał uśmiech. Najwidoczniej nic nie słyszał i nie wie o niczym.

-Czy rodzice już przyszli?- zapytał zaspanym głosem
-Y..t...a...nie jeszcze nie-zmieszałam się - Idź spać jeszcze
-Yhymm dobrze-odetchnęłam z ulga, widząc jego zamykające się oczy.

                     Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Kto mi teraz pomoże? Ja nie dam rady, po raz drugi. Nie już nie. Zamknęłam oczy. Justin- pierwsza osoba która przyszła mi na myśl. No tak Justin, on na pewno mi pomoże. Wybiegłam z pokoju i leciałam przez długi korytarz. Co chwilę oglądałam się za siebie z obawą, że któryś z porywaczy mnie ujrzy. Dotarłam pod właściwe drzwi. Zapukałam i weszłam.

-Cailin ? Dlaczego płaczesz ?- zapytał Justin. W jego oczach ujrzałam troskę.
-Moja mama.. ona ....
-Wróciła już ?
-Tak, ale już pojechała - powiedziałam. Łzy płynęły mi coraz większymi falami.
-Pojechała ? Gdzie ? -zapytałam mama Juss'a
-Na.. n..na wakacje- moje serce pękło. Oczy zamazywały obraz przez litry łez. Dusiłam się swoim szlochem.
-Cailin tak mi przykro -podszedł do mnie chłopak i przytulił bardzo mocno do swojego torsu.

         Czułam się przy nim bezpieczna. Wiedziałam że mogę mu zaufać, a on mnie nie zawiedzie. Czułam że jest on kimś komu mogę powiedzieć wszystko a on wysłucha mnie i pomoże w najgorszej sytuacji. Justin wziął mnie za rękę i wyprowadził z pokoju. Przez drogę, do Jaxon'a szliśmy w ciszy. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłonie.

-Kochanie, nie płacz proszę cie- Kochanie ? Czuje sie doceniona.- pomyślałam
-Justin ale ja nie dam rad.....- położył dłonie na moich policzkach i przybliżył do swojej twarzy.
-Cailin. Daliśmy radę przez trzy lata. Damy radę i teraz. Pamiętasz ? Zawsze będę przy tobie.
-Ale....
-Bez żadnego ale kochanie. Bedę z tobą nawet jeśli nie będziesz sobie tego życzyć
-Dziękuję-spojrzałam w głąb jego oczu. Justin zbliżył się jeszcze bliżej nasze usta dzieliły centymetry. Potem już tylko milimetry. Delikatnie dotknął moich ust, ale nawet nie poczułam jego ciepła bo nasze "momenty" przerwał .....

   Przepraszam że jest tak krótki :( Ale nie chciałam żebyście dłużej czekali. <3 Dziękuję za komentarze, one naprawdę mnie motywują. Do zobaczenia !






niedziela, 9 marca 2014

Piąty. "Nigdy nie chciałam widzieć tego widoku"

Cailin

Weszłam za Justinem do pokoju. Wyłaniające się słońca zza okna oślepiło mnie. Automatycznie przymrużyłam oczy. Zobaczyłam mamę i tatę Justina. "Już wiem dlaczego jest tak przystojny"-pomyślałam. Juss wziął Jazmyn i przedstawił jej Jaxon'a. Szybko się polubili i zaczęli wspólną zabawę.

-Dzień dobry - powiedziałam kierując słowa w stronę rodziców Justina
-Cześć, miło cię poznać -powiedziała kobieta
-Mi również
-Wiemy że może być to wielkie przeżycie dla was, ta sytuacja. Przepraszamy za nią. Niestety nie nasza wina że ci przestępcy wybrali taką "zemstę" dla nas. Dla mnie i twojego taty Cailin.
-Mojego taty?
-Nie powiedziałeś jej Justin ?- skierował te słowa w strone Justina
-Jakoś nie było okazji -powiedział chłopak
-Ale o co chodzi ?

          Justin sam wytłumaczył mi o co chodzi. Na początku nie mogłam uwierzyć, jak można posunąć się do takiego kroku. Chciałam w tym momencie ich zobaczyć. Zobaczyć twarze których nie widziałam przez parę lat.

-Nie jesteście tu bezpieczni. -powiedziała mama Justina z naciskiem na"tu"
-Tu ? Tu to nawet wy nie jesteście bezpieczni-krzyknął Justin
-Chodzi mi o ten pokój - powiedziała Pattie- mama Juss'a -Zaraz tu przyjdą. I na pewno nie chcą widzieć    was z nami. Nie teraz !
-Dobrze. Ale wrócimy tu, jeszcze dziś.
-Okey. Ale dobrze by było jakbyście wzieli też Jaxon'a. 
-Zajmę się nim- wstałam z krzesła- Jaxon, wstawaj.
-Nie długo przyjdziemy - powiedział Justin całując siostrę w czoło

         Weszliśmy nie pewnie, rozglądając si co chwilę w prawo i lewo. Odprowadziłam Jaxon'a  do pokoju mówiąc, ze rodzice zaraz do niego przyjdą. Udałam się z Juss'em do pomieszczenia w którym wylądowaliśmy na początku. Weszłam do środka i położyłam się na łóżku. Jak na starą, opuszczoną kamienice, było bardzo wygodne. Leżałam przez chwilę wpartując się w sufit. Wzrok przeniósł się  na Justina. Stał oparty o ścianę, wpatrując się we mnie.

-Co tak patrzysz na mnie ? - zapytałam
-Jesteś piękna, dlatego patrzę.
-Haha przestań- powiedziałam pryskając śmiechem
-Mówię prawdę -powiedział siadając obok mnie
-T..to dziękuję - odpowiedziałam, bez żadnej znaczącej miny na twarzy, ale w środku cieszyłam się jak małe dziecko, które dostało cukierka. Tylko czego ? "Bo ci się podoba Cailin" - pomyślałam
-Nie ma za co dziękować- położył sie tuż obok mnie.

          Założył ręce ze głowę. Wyglądał tak cudownie. Bez żadnego oporu położyłam głowę na jego ramieniu, a rękę ułożyłam na klatce piersiowej. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Głowa sama tam powędrowała, razem z ręką, nie pytając mnie o zdanie. Ujrzałam uśmiech, szyderczy uśmiech na jego twarzy.

-Nie ciesz się tak -od razu się zaśmiał
-Wiem że ci się podobam -powiedział szyderczo, wywyższając się.
-Haha. Nie rozśmieszaj mnie 
-Nie musisz kłamać. 
-Ale ja nie kłamie Just.... - przerwał mi
-Cailin ?
-Co?? -rzuciłam w jego stronę, odsuwając się od niego
-Gdy stąd wyjdziemy, zabiorę cie gdzieś!
-Nigdzie z tobą nie pojadę ! -powiedziałam ze zdenerwowaniem
-Ale, ty tu nie masz nic do gadania. Skarbie - powiedział przyciągając mnie do siebie.
-Nie mów tak do mnie - krzyknęłam, wyrywając się z jego rąk. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna.
-Dlaczego ?
-B...bo.....bo nie -Powiedziałam ze zmieszaniem. Justin wstał z łóżka i podszedł do mnie. Złapał mnie w tali, obrócił i przyciągnął do siebie. Byłam ściśnięta do niego tak blisko, że czułam ciepło bijące z jego całego ciała. Oczy miałam wbite w jego tors. Czułam jego oddech na czubku głowy. Złapał mnie za podbródek i uniósł moją twarz do góry. Był wyższy ode mnie więc musiałam patrzeć trochę wyżej niż na innych. Jego brązowe oczy, rozkojarzyły mnie. Czułam się jak w bajce. Staliśmy bez ruchu, bez słów, bez czynów. Chciałam by ta chwila trwała wieki. Justin przytulił mnie mocniej. Jego dłonie były ułożone na mojej tali , ja jednak swoje, położyłam na jego umięśnionych ramionach. Chłopak zbliżył swoje usta, do moich. Lekko je musnął, a ja tego właśnie teraz potrzebowałam. Chciałam bliskości i czułości której nikt nie dawał mi przez te trzy lata. Spojrzałam w jego oczy, widziałam w nich troskę, ale i szczęście. Oparł czoło o moje i spoglądał na mnie jakbym była czymś niezwykłym dla niego. Ale czy byłam ?

-Przekonałem cie ?-zapytał
-Tak -zaśmiałam się i odsunęłam się od Justina
-Cailin obiecaj mi coś - złapał mnie za nadgarstek, nie dając mi szansy na dalsze kroki
-Tak ?
-Nie ważne jak to się potoczy, będę przy tobie. A ty przy mnie. Okey ?
-Jasne - powiedziałam całując go w policzek

            Minęło parę godzin. Siedziałam na łóżku bezczynnie, wpartując się w podłogę. Tak bardzo mi sie nudziło, tak bardzo chciałam iść do Jaxon'a i się z nim pobawić, ale nie mogłam ... 


Justin


                   Usłyszałem zza drzwi kroki. Wiedziałem, że są to ci porywacz. Odsunąłem się od wejścia i usiadłem obok Cailin. Ktoś podszedł do drzwi i otworzył je.

-O nasze gołąbeczki sie obudziły ?- Koleś był umięśniony i wysoki.
-Czego od nas chcecie ?- zapytałem
-Żebyście pomogli rodzicą w pracy, a czego innego
-Możemy się z nimi chociaż zobaczyć ? -zapytała przestraszona Cailin
-Oczywiście -powiedział, pokazując gest żebyśmy poszli za nim

           Przemierzyliśmy korytarz i dotarliśmy do właściwych drzwi. Ja do swojej rodziny, Cailin do swojej.


Cailin


           Bałam się otworzyć drzwi. Chciałam ich zobaczyć, ale w mojej głowie pojawił się również strach. Dlaczego ? Nie wiedziałam. Otworzyłam je, ale to co zobaczyłam było okropne. Nigdy, nie chciałam widzieć tego widoku. Niestety. Kiedyś musiał nastać ten moment....

Jest rozdział 5. Co Cailin zobaczy takiego okropnego w pokoju ? Dowiecie się już za parę dni. Teraz zapraszam do komentowania i czytania kolejnych rozdziałów. Do zobaczenia <33

          







piątek, 7 marca 2014

BOHATEROWIE ! Zapraszam na króciutki pokaz z mojej perspektywy ! :)

Niektórzy z was pewnie wyobrażają sobie bohaterów inaczej niż ja. Dlatego postanowiłam pokazać wam ich z mojej perspektywy <3

Justin Bieber. 19 lat - główny bohater


Cailin Ruso. 16 lat - główna bohaterka

Jaxon Ruso. 5 lat - brat Cailin

Jazmyn Bieber. 7 lat - siostra Justina

Victoria Colins. 16 lat - przyjaciółka Cailin

Pattie Bieber. 36 lat - Mama Justina i Jazmyn

Jeremy Bieber. 38 lat - Tata Justina i Jazmyn

Jaden 40 lat i Mandy 35 lat Ruso - Rodzice Cailin i Jaxon'a

Chaz Butler 19 lat - przyjaciel Justina

Max Lynch 18 lat
Johnny Lynch ojciec Max'a 40 lat

Ann 17 lat -szkolna "gwiazda"

W opowiadaniu pojawią się również inni bohaterowie, lecz będziecie się o tym dowiadywać na bieżąco z wydarzeniami. Dziękuję za uwagę i do jutra <333



Czwarty. 2 cz.

Proszę o komentarze <3


Justin


           Pod wpływem wielkich emocji moje kolana ugieły się. Padłem na ziemie co chwilę przecierając oczy. Myślałem że to sen. Myślałem również, że umarłem. Ale nie, to było prawdziwe

-Mamo ? Tato ? Jazmyn ? Czy to wy?- zapytałem nie dowierzając
-Justin !!! Tak strasznie za tobą tęskniłam- powiedziała mama przytulając mnie do siebie, a z oczu płynęły jej łzy.
-Boże synu, ty żyjesz- usłyszałem od tulącego się we mnie ojca
-Justin! Justin ! Jesteś w końcu- krzyknęła Jazmyn- myślałam że już nie przyjdziesz
-Cześć księżniczko, jasne żebym przyszedł - powiedziałem do siostry całując ją w czoło
-Mamo, Tato co wy tu... -powiedziałem, lecz przerwał mi mój ojciec
-Justin wynikła, pewna sytuacja.... może usiądź.

           Opowiedział mi wszystko bardzo dokładnie. Ci ludzie którzy nas porwali, porwali także moich rodziców i rodziców Cailin. Dlaczego właśnie moich i jej? Mój ojciec znał się z tatą Cailin. Mieli wspólne interesy. Jeden klient był nachalny i uparty. Chciał ich wciągnąć w nielegalne sprzedaże, lecz oni nie zgodzili się. To była ich kara za nie posłuszeństwo. Porwali ich i trzymają w "nie woli". Oni muszą być naprawdę psychiczni żeby trzymać dwie rodziny przez 3 lata, w zamkniętym budynku. Jednakże dostawali codziennie jedzenie, picie i mogli chodzić po całym obiekcie, korzystając z łazienki itp. Niestety nie mogli opuszczać kamienicy.  Wielokrotnie próbowali uciec, ale dostawali ciosy wymierzane nie tylko częściami ciała. Przeraziłem sie na samą myśl. W tej chwili, jednak byłem bardzo szczęśliwy. Siedzę sobie teraz z rodziną, której nie widziałem trzy okrągłe lata, bo myślałem że nie żyją. To był najlepszy dzień w moim życiu. 

-Muszę iść po Cailin zaraz wrócę - powiedziałem
-Dobrze ale uważaj na siebie- powiedziała mama
-Nie martw się zaraz będę 

              Wybiegłem z pokoju i udałem się w stronę pomieszczenie gdzie byłem z Cailin. Mijając wiele drzwi usłyszałem płacz. Bardzo znany mi płacz. "Przecież to głos Cailin"-pomyślałem. Podbiegłem do drzwi i otworzyłem je.

*W tym samym czasie"

Cailin

    
-Cailin ?- usłyszałam
-Co jak to ? - powiedziałam przestraszona. A z oczu poleciał mi łzy. Zaczęłam głośno płakać.
-Siostla - krzyknął do mnie mały Jaxon
-Jaxon ? Boże Jaxon - wzięłam go na ręce przytulając bardzo mocno do siebie. Podniosłam go w górę i zaczęłam nim kręcić. Nie mogłam uwierzyć co sie właśnie wydarzyło. Porwali mnie przerażający goście, a gdy próbuje znaleźć Justina, spotykam braciszka który "niby" zginął parę lat temu. Byłam zdezorientowana, ale i bardzo ale to bardzo szczęśliwa że go spotkałam, że znalazłam. Po tylu latach cierpienia wreszcie chcę mi się żyć, nie ze względu na Vic i Justina. W głowie jednak pojawiła się myśl. Okey jest Jaxon, ale gdzie rodzice ?

-Jaxon miśku, gdzie rodzice ?- zapytałam stawiając brata na ziemię
-Bo oni sobię posli z tymi panami ?
-A kiedy ?
-Jakąś chwile temu, posli sobie i mamusia mi powiedziała ze zalaz pzyjdą.- powiedział z tym swoim dzieciencym akcentem
-Dobrze. Boże, tak bardzo się cieszę że was znalazłam- pociągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam. 
-Rodzice powiedzieli ci dlaczego tu jesteście ?
- Nie, powiedzieli tylko że będziemy tu chwilę mieszkać i tyle.
-Okey. -Uściskałam go ponownie i ponownie. Nie mogłam się na niego napatrzeć, tak bardzo mi go brakowało. Nasze "przytulasy" przerwał Justin który wszedł do pokoju gdzie byłam z moim bratem.

-Justin nie uwierzysz - powiedziałam
-Uwierz mi Cailin ty mi też -odpowiedział dostrzegając małego słodziaka chowającego się za mną
-Haha tak właśnie. Justin to jest Jaxon, mój młodszy brat.
-Cześć młody -powiedział Justin, wyciągając ręke do chłopca
-Ceść.-krzyknął z radości Jaxon przybijając mu piątkę
-Cailin. Moi rodzina.... - przerwałam mu
-Żyje ?
-Skąd wiedziałaś ?
-Bo moja też jest cała i zdrowa.
-Ale gdzie oni.....- ponownie przerwałam
-Powinni zaraz wrócić
-Okey. Może weźniesz Jaxon'a i pójdziesz ze mną do moich rodziców.... i do mojej siostry.
-Masz siostre ?- zapytałam z uśmiechem
-Mam -odpowiedział śmiejąc się, jakby nigdy nic -Nazywa się Jazmym
-Masz siostrę ... i nic mi nie powiedziałeś ?
-Przepraszam. Jakoś nie było okazji - powiedział biorąc Jaxon'a na ręce
-Okazji było wiele.... ehhh no chodźmy

                 Szliśmy korytarzami aż doszliśmy do drzwi. Justin otworzył je wszedł do środka. Podążyłam za nim.



No więc mamy kolejny rozdział, a dokładnie część drugą, rozdziału czwartego. Prosiła bym pewne osoby o wyrozumiałość i zrozumienie. Rozdział pisze, wtedy gdy mam na niego fajny, naprawdę fajny pomysł, dlatego nie podśpieszajcie mnie PROSZĘ <3 Myślę że rozdział się podoba. Wszystko narazie się układa ale czy na długo?  Zapraszam do komentowania ! 

Mój ask zapraszam jeśli są jakieś pytania . 


 A oto Cailin i Jaxon <33






środa, 5 marca 2014

Czwarty.cz 1. "Cailin, ogarnij się, to nie możliwe"

Jeżeli zjedziesz zaraz na dół by przeczytać pierwszą część rozdziału czwartego, zostaw komentarz. Nie ważne jakiej treści. :* Dziękuję i zapraszam do czytania :)

Cailin


                   Obudziłam się w małym pokoju. Praktycznie był pusty, stało w nim tylko małe łóżko. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam Justina, siedzącego na łóżku. Twarz miał schowaną w dłoniach, a łokcie opierał o kolana. Próbowałam wstać, lecz z każdym podejściem, coraz bardziej bolała mnie głowa i brzuch.

-Cailin nic ci nie jest ?- Zapytał Justin, po szybkim zsunięciu się z łóżka
-Gdzie jesteśmy ?
-Nie wiem, ale zaraz zabiorę cie do domu, obiecuje.

            Wtedy do głowy przyszło mi tysiące myśli, które układały się w najgorsze scenariusze. Może chcą nas zabić ? A jeżeli tak to dlaczego ? Czy ja lub Justin zrobiliśmy coś tak okropnego żeby nas za to zabić ?
Łzy napłynęły mi do oczu. Próbowałam je zatrzymać, lecz emocje były silniejsze ode mnie. Płynęły po policzkach, jedna po drugiej. 

-Ej nie płacz- przytulił mnie do siebie chłopak, całując w czoło
-Kto to jest i czego od nas chcą ?
-Nie mam pojęcia, ale zaraz się tego dowiem


Justin


             Wstałem z podłogi i podszedłem do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu były otwarte. Zaglądnąłem czy nikt za nimi nie stoi. Nie było nikogo więc wyszedłem z pokoju. Podążałem korytarzami, jakiejś starej, naprawdę starej kamienicy. Usłyszałem czyiś głos. Był mi znany. Nie wiem skąd, ale go poznałem. Głos meżczyzny, który od dawna był w mojej głowie. Po chwili usłyszałem głos kobiety, który też pamiętałem z mojego dzieciństwa i nie tylko. Szedłem dalej, głosy były coraz bardziej wyraźniejsze i głośniejsze. Doszedłem do pokoju. Miał takie same drzwi, jak pokój w którym byłem z Cailin. Bałem się. Jestem facetem, nie boję się niczego, ale w tej chwili miałem wiele obaw. Coś w mojej głowie pękło i przycisnąłem klamkę w dół. Drzwi automatycznie uchyliły się. Głosy ucichły. Pchnąłem drzwi. Nie dowierzając swojemu wzrokowi przetarłem oczy.

Cailin


                Justina nie było około 15 minut. Zaczęłam się o niego bać. Łzy leciały mi po policzkach. Może coś mu zrobili ? A zaraz przyjdą po mnie ? Moje myśli cofnęły się w czasie, do dnia kiedy poznałam Justina. Te jego oczy, uśmiech, włosy, osobowość. Nie dałabym rady myśląc, że siedzi właśnie na wakacjach ze swoją rodziną, przy okazji poznawając się z moją. Wstałam i wyszłam z pokoju. Szłam, a dokładniej biegłam długim korytarzem. Mijałam wiele pokoi. W pewnym momencie zaczęło mi brakować sił. Stanęłam, chcąc złapać oddech. Usłyszałam głos. Głos który już wcześniej słyszałam, niemalże codziennie. Głos dziecka który wkurzał mnie każdego dnia. Na myśl przyszedł mi Jaxon. "Cailin, ogarnij się, to nie możliwe "- pomyślałam. Podeszłam bliżej drzwi wsłuchując się w rozmowę ludzi za nimi. Usłyszał również głos kobiety i mężczyzny. Oparłam głowę o klamkę która sama z siebie otworzyła drzwi przede mną. 

-Cailin ? -usłyszałam



Czwarty rozdział. <3 Jest krótki, ale tak to sobie wymyśliłam. Jak myślicie bączki wy moje kogo głos usłyszała Cailin za drzwiami? Hahah do jutra :* 




poniedziałek, 3 marca 2014

Trzeci. "Nie wszystko jest tak jakbyśmy tego chcieli "

Vicotria


              Starałam się uspokoić, ale nie dawałam rady. Widok najlepszej przyjaciółki, całej we krwi był najgorszą rzeczą w moim życiu. Sięgnęłam po telefon. Wykręciłam numer na pogotowie. Podałam im adres i powiedziałam co się stało. Karetka przyjechała bardzo szybko. Obwiązali rękę Cailin i zabrali ja do szpitala. Na miejscu byłam po jakiś 5 minutach. Siedziałam przed salą, czekając na jakąkolwiek informację od lekarza. Po chwili wyszedł z pomieszczenia.

-Panie doktorze! Czy wszystko z nią okey ?
-Jesteś jej ?
-Przyjaciółką
-Masz jakiś kontakt z jej rodzicami ?
-Jej rodzice nie żyją.
-Rozumiem. Z Cailin jest wszystko w porządku. W ostatniej chwili wezwałaś pomoc, ale jej stan jest stabilny.
-A czy mogę do niej wejść ?
-Tak oczywiście.
-Dziękuję

                    Weszłam do pokoju. Było tam wiele łóżek ale tylko jedno zajęte -przez Cailin.

-Jak sie czujesz ?
-Może być. Victoria przepraszam- powiedziała a w oko zakręcił jej się łza
-Nie masz za co mnie przepraszać. Ale po co to zrobiłaś ? -zapytałam lekko wkurzona
-Nie daje już rady. Jestem sama. Wiem mam ciebie, Justina, ale tak się nie da żyć. Może czas już jechać na te "wakacje".
-Nie pierdol, za przeproszeniem. Nigdzie nie jedziesz. Rozumiemy się ? - powiedziałam ze złością
-Yhymm


                      Cailin                      


                              Rozmawiałam z Vic. Jednak jej słowa nie trafiły do mnie, dalej miałam te same myśli co godzinę temu. W pewnej chwili, drzwi uchyliły się. Ujrzałam chłopaka, średniego wzrostu. Ubrany był w biały podkoszulek na którym miał szarą szeroką bluzkę i dżinsowe spodnie z niskim kroczem. Jego włosy były postawione idealnie do góry. Wyglądał naprawdę, zajebiście. Mój wzrok przemierzał go od dołu, powoli idąc ku górze. Pomyslałam, ze skądś znam tego chłopaka. Podszedł bliżej mojego łóżka. Wtedy ogarnęłam kim był. To Justin.

-Justin? Co ty tu robisz ?- zapytałam z lekkim uśmiechem
-Przyjechałem najszybciej jak się da.- podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.- Nic ci nie jest?
-Wszystko w porządku- odpowiedziałam
-Wiecie co pójdę poszukać jakiegoś baru czy coś. - powiedziała ze śmiechem Vic, wskazując palcami drzwi i wyszła
-Haha. Skąd wiedziałeś że tu jestem ?- zapytałam Justina
-Dostałem sms od Vicotrii. Czemu to zrobiłaś ?
-Czyli już wszystko wiesz ?
-Tak wiem i nie podoba mi się to.- w jego oczach można było dostrzec gniew, a zarazem smutek
-Nie dawałam już rady. Justin przepraszam to było silniejsze ode mnie- automatycznie z moich oczu poleciało morze łez. 
-Dobrze. Rozumiem. Nie płacz już aniołku, proszę. - przybliżył twarz do mojej. Patrzyłam w jego cudowne, brązowe oczy. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Justin przybliżył się jeszcze bardziej. Wiedziałam co wydarzy się dalej i miałam rację. Musnął moje usta, delikatnie, po czym pocałował bardzo namiętnie. Ta chwila była jedną z najlepszych chwil w moim życiu. Chciałam żeby trwała wiecznie. Niestety, nie wszystko jest tak jakbyśmy tego chcieli. Victoria przerwała tą cudowną chwile wparowując do pokoju. Speszona całą sytuacja, zaczełam sie śmiać, razem z Justinem.

-Wiem przyszła nie w porę -powiedziała lekko się rumieniąc
-Nie, nie dobrze że jesteś.- odparł Justin
-Lekarz powiedział że zaraz do ciebie przyjdzie i będziesz mogła wrócić do domu 
-Ufff... I dobrze. -uśmiechnełam się
-Zawiozę cię do domu okey ?- zapytał Juss
-Dobrze-odpowiedziałam
-Kyhyhymm...-chrząkneła Vic -Ja też tu jestem
-Hahah ciebie też odwioze - powiedział Justin głaskając ją po głowie

                     Po wizycie lekarza, ubrałam się i poszłam z przyjaciółmi do samochodu. Justin odwiózł najpierw Vic, a potem podjechał pod mój dom. Odprowadził mnie, pod same drzwi. Pocałował w policzek i uśmiechnął się wystawiając na wierzch jego bialutkie zęby.

-Może.... może wejdziesz ? -Zapytałam z niepewnością 
-Z chęcią.

          Zaprosiłam go do środka. Ściągneliśmy buty i udaliśmy sie w stronę kuchni. Byłam bardzo głodna.

-Usiądź, ja coś ugotuje - powiedział Justin
-Dobrze
-Może być pizza ?
-Kupiona czy robiona ? - wybuchłam śmiechem
-Mógłbym zrobić, ale szybciej będzie jak zamówimy -powiedział rozbawiony całą sytuacją
-No okey, niech ci będzię.


            Justin zadzwonił do picceri i złożył zamówienie mieliśmy czekać około 15 minut. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję. Justin usiadł obok mnie. Włączyłam mój ulubiony film "Wytańczyć marzenia". Po jakiś 20 minutach usłyszałam dzwonek . Podbiegłam do drzwi i otworzyłam je lekko. Ktoś kopnął je tak mocno że otworzyły się na oścież udarzając o szafką obok. Do mojego domu wbiegło dwóch kolesi w kominiarkach. Byłam strasznie przestraszona. Jeden z nich uderzył mnie w głowę, a drugi zrobił to samo Justin'owi. Po uderzeniu straciłam przytomność....






Rozdział trzeci już za nami ! Ten rozdział jest dedykowany Natali <3 Masz i się ciesz :* 






niedziela, 2 marca 2014

Drugi. "... chęć zakończenia tego okropnego życia"

Cailin


                   Weszłam do domu, ściągnęłam buty i rzuciłam torbę na ziemię. Poszłam do kuchni gdzie przygotowałam sobie spaghetti. Zjadłam obiad i pozmywałam naczynia. Pobiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Byłam zmęczona całym dniem, choć nie był ciężki. Zaczęłam rozmyślać, o tym jak by wyglądało moje życie, gdyby rodzice i Jaxon żyli. Ciekawe czy by mnie teraz wkurzał, czy wręcz odwrotnie, ja jego. Czy mama piekła by placka na deser, a tata oglądał mecz przed telewizorem, zajadając jego ulubione ciastka. Zakręciła mi się łza w oku. Starałam się nie płakać, być silna. Wiem że teraz patrzą na mnie z góry i nie chcą żebym cierpiała. Miałam teraz ogromną ochotę się komuś wypłakać, wyżalić. Chciałam żeby ktoś mnie przytulił i powiedział "Bedzie dobrze Cailin, będzie dobrze". Na myśl przyszła mi tylko jedna osoba- Justin. 
               Zeszłam schodami na dół i wyciągnęłam telefon z torby. Usiadłam na kanapie, wyciągnęłam karteczkę z kieszeni na której był jego numer. Wpisałam cyfry w telefon i włączyłam funkcję "Napisz wiadomość".

Ja: Hej Justin, tu Cailin. -Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Justin: Cześć. Co tam ?
Ja: Wszystko w porządku, ale tak szczerze to źle :(
Justin: Stało się coś ?
Ja: Minęło dopiero trzy lata... a ja już nie daję sobie rady.
Justin: Zamknij oczy, pomyśl o tym że siedzą obok ciebie. Przytulacie się, śmiejecie. W pewnym momencie oni wybierają się na wakacje. Zostajesz sama, ale nie na zawsze. Ich wyjazd nie jest normalny, wyjeżdżają gdzieś gdzie będą szczęśliwi. Kiedyś i ty do nich dołączysz, ale nie teraz. Oni wspierają cię z tych cudownych wiecznych wakacji. Żyjesz sama ? Nie oni dalej są. Są w twoim sercu, a to jest najważniejsze.

                    Przeczytałam tą wiadomość i zdałam sobie sprawę że on ma rację. Kiedyś będę z nimi. Będzie jak kiedyś, ale to jeszcze nie ten moment. Na mojej twarzy zaistniał szczery i wielki uśmiech, którego nie było już od dawna. Odpisałam :

Ja: Justin. Bardzo ci dziękuję, za te słowa. Dały mi dużo do myślenia. Nawet mi pomogły, uśmiecham się a to nie jest częste. Dziękuję ci z całego mojego serca. <3
Justin : Nie masz za co dziękować, możesz na mnie liczyć. Pamiętasz ?
Ja: Pamiętam i będę pamiętać zawsze.


                 Potem rozmawialiśmy dużo o sobie. Wymieniliśmy wiele zdań na temat swojego życia. Przyjemnie sie z nim rozmawiało. Czułam że mogę mu zaufać.


*2 miesiące później*


               Moje życie się zmieniło. Nie ubieram się na czarno, nie maluje się za mocno. Stałam się normalną dziewczyną i to dzięki Justinowi. Jesteśmy przyjaciółmi, bardzo dobrymi. Poznałam wielu ludzi i nawet zaprzyjaźniłam się z jedną dziewczyną-Victorią. Ufam jej, a ona mi. Naprawdę dziękuję Bogu że ja poznałam.

                                   Miały to już być dwa ostatnie tygodnie szkoły. Miałam jeszcze chwilkę na przygotowanie się. Wyciągnęłam z szafy dżinsowe spodenki i różowy top na ramiączkach. Poszłam do łazienki i zrobiłam sobie lekki makijaż. Zbiegłam do kuchni i zrobiłam sobie tosty. Po zjedzeniu, ubrałam szare vansy i okulary przeciwsłoneczne. Wyszłam z domu i udałam się w stronę szkoły. Przed klasą ujrzałam Victorie. Przywitałam się z nią i chwilę pogadałyśmy. Weszłam do klasy i usiadłam z nią w ławce. Mieliśmy godzinę wychowawczą, a dokładnie zastępstwo z nowym nauczycielem. Rozmawialiśmy z nim na temat szkoły do której sie wybieramy. Następnie temat zszedł na nasze rodziny. Chciałam by ta lekcja skończyła się jak najszybciej bo nie chciałam by ktoś dowiedział się o moich problemach. Nie jest tak że zapomniałam już o rodzicach, ale jak o nich myślałam to tylko w taki sposób jak powiedział mi Justin. Oczywiście pech tak chciał żebym to ja pierwsza opowiedziała o rodzinie, a w tym o rodzicach. 

-Cailin.! Gdzie pracują twoi rodzice? Opowiesz ?
-Nie dziękuję- powiedziałam, a w oczach zakręciła mi się łza
-Proszę? Co znaczy nie ?
- Że nic nie powiem na temat swoich rodziców- odparłam z lekką złością
-Mogłaby się pani wyrażać do nauczycieli ! Czy to tak trudno opowiedzieć dwa, trzy zdania ten temat ?
-Tak trudno- krzyknęłam na całą klasę, automatycznie łapiąc za torbę.

                  Wybiegłam z klasy. Łzy płynęły mi po policzkach. Może i nie wiedział nic o nich, ale mógł odpuścić po moim "Nie dziękuję". Biegłam przez korytarz aż w końcu wybiegłam ze szkoły. Chodnik przemierzałam tak szybko, że nie zwracałam uwagi na ludzi idących w przeciwną stronę. Wparowałam do domu. Rzuciłam torbę na ziemię i ruszyłam w stronę łazienki. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Byłam zła, bezbronna i smutna. Nie myślałam już o tych ich wakacjach. Wtedy w mojej głowie był tylko gniew i chęć zakończenia tego okropnego życia. Otworzyłam szafkę obok lustra, z której wyciągnęłam żyletkę. Zrobiłam kilka kresek szybkimi ruchami na mojej ręce. Widziałam tylko krew, a ostatnią rzecz jaką usłyszałam były słowa mojej przyjaciółki która przybiegła za mną do domu.

-Cailin, idiotko po co to zrobiłaś ? -krzyczała, dławiąc się własnymi łzami.

            Zrobiło mi się czarno przed oczami. Zemdlałam.




Rozdział drugi! Myślę że się spodoba <3. :)