Zapraszam do przeczytania notki pod rozdziałem. Macie tam link do bohaterów którzy zwiększyli swoją liczbę.
Czytajcie i komentujcie !! <3
Cailin
-Nie obiecuje -powiedział zielonooki
-Pff .. -wypuściłam powietrze, biorąc ponownie wdech.
Chłopak złączył nasze usta w jedność. Na początku pocałunek był delikatny, lecz z czasem był coraz bardziej namiętny. Zatraciłam się w jego miękkich ustach.
W pokoju była cisza, spokojna cisza. Gdy nagle drzwi otworzyły się z wielką prędkością. Do pomieszczanie wszedł Johnny-ojciec Max'a. Podszedł do największej szafy, w rogu pokoju, z której wyciągnął mały woreczek z białym proszkiem. Nawet nas nie zauważył ? Serio ? Chciałam się oderwać od Max'a, ale chłopak trzymał mnie w tali tuląc do siebie. Miałam za mało siły by oderwać się od niego. Nie chodzi o to że mi się nie podobało, wręcz przeciwnie. Było naprawdę przyjemnie, ale inaczej niż z Justinem. Max był niezwykle delikatny i nie zdecydowany, a Justin był stanowczy, on wiedział czego chciał.
- Max.. max gdzie jest ... - mówił rozkładając się po pokoju , po chwile spojrzał na nas- Co tu robi ta dziwka ?
-Nie żadna dziwka, tylko Cailin.-warknął Max
-Nieważne ... -powiedział pod nosem-Gdzie mój pistolet ? -Pistolet ? Ja pierdole- pomyślałam
-W czarnej torbie - przyglądałam się ich rozmowie siedząc w tej samej pozycji co wcześniej
-Już ją przeleciałeś ?- zapytał, jakby było to normalne u jego syna
-Niee- warknęłam głośno w jego stronę
-Cailin, nie radzę- szepnął Max
-Nie boję się go- krzyknęłam-Nie przeleciał mnie i nie przeleci - krzyczałam dalej schodząc z Max'a
-Co ty powiedziałaś suko ? - złość aż z niego kipiła
-To co pan słyszał !- odpowiedziałam
-Jak nie on to ja. - szedł w moją stronę, po czym uderzył mnie w twarz z liścia.
-Zostaw ją ! - słyszałam głos Max'a
Po uderzeniu automatycznie przykucnęłam, łapiąc za mój czerwony policzek. Uderzył tak mocno, że jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu. Łzy napływały mi do oczu. W tej chwili chciałam końca. Chciałam umrzeć.
-Bo co ? To tylko kolejna dziwka, która ... - przerwał mu Max
-Która dziwką nie jest. Zostaw ja w spokoju
-Jeszcze się policzymy- powiedział spluwając w moją stronę i wyszedł. Poczułam się taka słaba.
-Cailin nic ci nie jest ?- zapytał chłopak
-Chyba nie.
-Przepraszam -powiedział
-A ja dziękuję
-Za co ? Za to że przeze mnie mój ojciec cię uderzył ?-łza spłynęła mi po policzku
-Za to że mnie obroniłeś Max. Za to dziękuję -posłałam mu sztuczny uśmiech
-Nie masz za co naprawdę- przytulił mnie do siebie, całując w czubek głowy
- Max.. max gdzie jest ... - mówił rozkładając się po pokoju , po chwile spojrzał na nas- Co tu robi ta dziwka ?
-Nie żadna dziwka, tylko Cailin.-warknął Max
-Nieważne ... -powiedział pod nosem-Gdzie mój pistolet ? -Pistolet ? Ja pierdole- pomyślałam
-W czarnej torbie - przyglądałam się ich rozmowie siedząc w tej samej pozycji co wcześniej
-Już ją przeleciałeś ?- zapytał, jakby było to normalne u jego syna
-Niee- warknęłam głośno w jego stronę
-Cailin, nie radzę- szepnął Max
-Nie boję się go- krzyknęłam-Nie przeleciał mnie i nie przeleci - krzyczałam dalej schodząc z Max'a
-Co ty powiedziałaś suko ? - złość aż z niego kipiła
-To co pan słyszał !- odpowiedziałam
-Jak nie on to ja. - szedł w moją stronę, po czym uderzył mnie w twarz z liścia.
-Zostaw ją ! - słyszałam głos Max'a
Po uderzeniu automatycznie przykucnęłam, łapiąc za mój czerwony policzek. Uderzył tak mocno, że jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu. Łzy napływały mi do oczu. W tej chwili chciałam końca. Chciałam umrzeć.
-Bo co ? To tylko kolejna dziwka, która ... - przerwał mu Max
-Która dziwką nie jest. Zostaw ja w spokoju
-Jeszcze się policzymy- powiedział spluwając w moją stronę i wyszedł. Poczułam się taka słaba.
-Cailin nic ci nie jest ?- zapytał chłopak
-Chyba nie.
-Przepraszam -powiedział
-A ja dziękuję
-Za co ? Za to że przeze mnie mój ojciec cię uderzył ?-łza spłynęła mi po policzku
-Za to że mnie obroniłeś Max. Za to dziękuję -posłałam mu sztuczny uśmiech
-Nie masz za co naprawdę- przytulił mnie do siebie, całując w czubek głowy
Justin
Nie było jej bardzo długo. Zaczynałem sie martwic. Moje ręce coraz bardziej się trzęsły. Chciałem wyjść, zobaczyć ją, ale nie mogłem.
-Justin ? Justin... Justin !!! - powtarzał Jaxon
-Yyy tak ?
-O cym myślis ? - zapytał dziecięcym głosem
-O Cailin- odpowiedziałem z uśmiechem
-Kochas ją ? -zapytał chłopczyk
-Hmmm....a nie powiesz nikomu ?
-Nikomu obiecuje-powiedział podekscytowany
-Tak kocham ją - uśmiechałem się sam do siebie
-Kochasz kogo ? - usłyszałem głos Cailin za plecami
-Nikogo- powiedział Jaxon
-Ej ... powiedz mi ?- skierowała do brata
-Obiecałem że nie powiem, a obietnic nie można łamać- posłał jej łobuzerski uśmieszek zajmując się zabawą
-Cailin boże... nic ci nie jest ?- zapytałem przyciągając do siebie
-Wszystko dobrze Justin.. a teraz puść mnie bo się uduszę
-Sorki-powiedziałem całując ą w czoło -Czy on ?...
-Kto i co ?- przerwała mi
-Czy Max...
-Skąd wiesz że ma na imię Max ? -przerwała mi ponownie
-Chodziłem z nim do szkoły. Nieważne...
-Okey
-Czy on.. czy wy coś ?
-Nic się takiego nie wydarzyło ?-powiedziała zmieszana
-Nic takiego, ale coś jednak...
-Justin to nie tak jak myślisz
-A jak ?- byłem lekko wkurzony całą tą sytuacją.
-My tylko...ja nie chciałam tego...
-Zabije skurwiela
-Nic mi nie zrobił, nic się nie wydarzyło, my tylko....
-Wy tylko co kurwa ?
-Nie mów tak przy Jaxonie to raz, a dwa tylko się całowaliśmy...
-Tylko ? Bierze cię jakiś chuj, którego nie znasz, do swojego pokoju, a ty tylko sie z nim całowałaś ?
-Justin nie wiesz jak było
-To jak było ? -zapytałem
-Rozmawialiśmy, tylko rozmawialiśmy i do pokoju zbliżał się jego ojciec... -zamilkła
-hmm... i co dalej ?
-Ufasz mi ?
-Ale Cail...
-Pytam czy mi ufasz ?-krzyknęła
-Ufam ci Cailin
-To uwierz mi, dla mnie to nic nie znaczyło...
-Wierzę ci Cailin - powiedziałem tuląc ja do siebie
-Dziękuję. A teraz powiedz mi kogo ty, czy tam Jaxon kochasz ?
-Nie teraz.
-Justin ?!
-Ufasz mi ?
-Tak ufam
-To uwierz mi że powiem ci, ale nie dziś
-Dobrze-szepnęła
-Justin ? Justin... Justin !!! - powtarzał Jaxon
-Yyy tak ?
-O cym myślis ? - zapytał dziecięcym głosem
-O Cailin- odpowiedziałem z uśmiechem
* 2 miutny później *
-Kochas ją ? -zapytał chłopczyk
-Hmmm....a nie powiesz nikomu ?
-Nikomu obiecuje-powiedział podekscytowany
-Tak kocham ją - uśmiechałem się sam do siebie
-Kochasz kogo ? - usłyszałem głos Cailin za plecami
-Nikogo- powiedział Jaxon
-Ej ... powiedz mi ?- skierowała do brata
-Obiecałem że nie powiem, a obietnic nie można łamać- posłał jej łobuzerski uśmieszek zajmując się zabawą
-Cailin boże... nic ci nie jest ?- zapytałem przyciągając do siebie
-Wszystko dobrze Justin.. a teraz puść mnie bo się uduszę
-Sorki-powiedziałem całując ą w czoło -Czy on ?...
-Kto i co ?- przerwała mi
-Czy Max...
-Skąd wiesz że ma na imię Max ? -przerwała mi ponownie
-Chodziłem z nim do szkoły. Nieważne...
-Okey
-Czy on.. czy wy coś ?
-Nic się takiego nie wydarzyło ?-powiedziała zmieszana
-Nic takiego, ale coś jednak...
-Justin to nie tak jak myślisz
-A jak ?- byłem lekko wkurzony całą tą sytuacją.
-My tylko...ja nie chciałam tego...
-Zabije skurwiela
-Nic mi nie zrobił, nic się nie wydarzyło, my tylko....
-Wy tylko co kurwa ?
-Nie mów tak przy Jaxonie to raz, a dwa tylko się całowaliśmy...
-Tylko ? Bierze cię jakiś chuj, którego nie znasz, do swojego pokoju, a ty tylko sie z nim całowałaś ?
-Justin nie wiesz jak było
-To jak było ? -zapytałem
-Rozmawialiśmy, tylko rozmawialiśmy i do pokoju zbliżał się jego ojciec... -zamilkła
-hmm... i co dalej ?
-Ufasz mi ?
-Ale Cail...
-Pytam czy mi ufasz ?-krzyknęła
-Ufam ci Cailin
-To uwierz mi, dla mnie to nic nie znaczyło...
-Wierzę ci Cailin - powiedziałem tuląc ja do siebie
-Dziękuję. A teraz powiedz mi kogo ty, czy tam Jaxon kochasz ?
-Nie teraz.
-Justin ?!
-Ufasz mi ?
-Tak ufam
-To uwierz mi że powiem ci, ale nie dziś
-Dobrze-szepnęła
Nobody (nikt )
Godziny mijały i mijały. Justin z Cailin, wraz z Jaxon'em siedzieli w pokoju, sami. Rodzina Justina również. Oni byli przyzwyczajeni do takiego życia, nastolatkowie jednak nie. Siedzieli w pomieszczeniu ze strachu o własne życie. Ale czy to życie naprawdę jest rzeczywistością ?
Cailin
Było późno, bardzo późno. Skąd wiem? Za oknem było już ciemno i cicho. Siedziałam na łóżku obok Justina, który spał od jakieś godziny razem z Jaxon'em. Nagle zza drzwi usłyszałam głos mężczyzny. Wiem do kogo należał. Johnny-ojciec Max'a. Słyszałam go coraz bardziej wyraźniej. W pewnym momencie drzwi otworzyły się, gdzie za nim ujrzałam Johnn'a. Nie Nie wiedziałam czego chciał.
- Cailin kochanie, dawno się nie widzieliśmy-Był pijany. Odór alkoholu uderzył mnie momentalnie
-Tak tak. Po co pan tu przyszedł - zapytałam z założonymi rękoma.
-Po prostu Johnny skarbie...
- Nie mów tak do mnie -warknęłam w jego stronę
- Zamknij się suko.. -złapał mnie za nadgarstki. Ale zdziwiło mnie jedno, dlaczego Justin nic nie słyszy? Krzyczeliśmy, a on spał jak zabity.
-Nie jestem suka i puść mnie. -krzyknęłam
-Och jesteś ! Będziesz się świetnie bawić ze mną, dzisiejszej nocy. Ty ja cala noc w moim...znaczy naszym łóżku. -mówił zbliżając swoje obleśne usta, do moich.
-Puść mnie zboczeńcu!!
-Kochanie powtórz...nie usłyszałem
-Kurwa puść mnie zboczeńcu... Justin ! Justin !- wolałam o pomoc. W końcu puścił mnie i odszedł kilka kroków sięgając do kieszeni.
- Jeśli nie chcesz skarbie, nie musimy się spieszyć... ale musisz zapłacić za swoje słowa.
-O co ci chodzi ? -zapytałam. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni pistolet i uniósł go w górę celując w moją głowę. Podszedł i przyłożył mi go do czoła. Byłam przestraszona. Łzy płynęły po policzkach jak wodospad. Krztusiłam się nimi, z myślą że zaraz mogę stracić swoje życie. Johnny przeniósł palce i nacisnął spust. Zacisnęłam mocno oczy.
- Cailin kochanie, dawno się nie widzieliśmy-Był pijany. Odór alkoholu uderzył mnie momentalnie
-Tak tak. Po co pan tu przyszedł - zapytałam z założonymi rękoma.
-Po prostu Johnny skarbie...
- Nie mów tak do mnie -warknęłam w jego stronę
- Zamknij się suko.. -złapał mnie za nadgarstki. Ale zdziwiło mnie jedno, dlaczego Justin nic nie słyszy? Krzyczeliśmy, a on spał jak zabity.
-Nie jestem suka i puść mnie. -krzyknęłam
-Och jesteś ! Będziesz się świetnie bawić ze mną, dzisiejszej nocy. Ty ja cala noc w moim...znaczy naszym łóżku. -mówił zbliżając swoje obleśne usta, do moich.
-Puść mnie zboczeńcu!!
-Kochanie powtórz...nie usłyszałem
-Kurwa puść mnie zboczeńcu... Justin ! Justin !- wolałam o pomoc. W końcu puścił mnie i odszedł kilka kroków sięgając do kieszeni.
- Jeśli nie chcesz skarbie, nie musimy się spieszyć... ale musisz zapłacić za swoje słowa.
-O co ci chodzi ? -zapytałam. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni pistolet i uniósł go w górę celując w moją głowę. Podszedł i przyłożył mi go do czoła. Byłam przestraszona. Łzy płynęły po policzkach jak wodospad. Krztusiłam się nimi, z myślą że zaraz mogę stracić swoje życie. Johnny przeniósł palce i nacisnął spust. Zacisnęłam mocno oczy.